Autor: Tomasz Karchut, Sopot, Automobilklub Morski
Trochę emocje już opadły, opiszę zatem swoje wrażenia. Na rajd z trójmiasta wyruszyłem z kolegami - Groszkiem w Skodzie Octacii, Maciejem w Oplu Olimpii no i oczywiście ja Fiatem.. W Mogilnie byłem pierwszy raz. Przyznam, że trochę sceptycznie podchodziłem do jakby nie patrzeć długiej trasy jaka była przed nami. Tym bardziej ciekaw byłem jak klasyk i ja za jego sterami pokonamy blisko 700 km w jeden weekend. Już wiem, że jest to możliwe, powiem więcej, zarówno w Mogilnie, jak i wczoraj przed domem wysiadłem z 36 letniego Fiata nie bardziej zmęczony niż jakbym jechał "autem codziennego użytku". Plecy mnie nie bolały, głowa też. Trochę w tym pewnie zasługa nie wyeksploatowanego auta, trochę dobrego stanu technicznego i pewności jaką daje mi wiedza techniczna na temat jego stanu technicznego. Wyruszyliśmy z trójmiasta w Piątek tuż po 14.30 planując spotkanie gdzieś w okolicach Rusocina. Dobra zabawa rozpoczęła się już wkrótce na stacji paliw w okolicach Skowarcza, gdzie mogliśmy obserwować zlotowiczów klubu Opla Calibra, którzy jak jeden wybrali się nań w sportowych, kolorowych ubraniach. Najpierw mój Fiat został ochrzczony "zajeb...Ładą", Skoda Groszka "przerobioną wersją Syreny" a Opel Macieja "pierwszą wersją Kadetta" .
Trasę do Mogilna przejechaliśmy w konwoju, wzbudzając nie małe zainteresowanie wśród mijanych kierowców i ludzi na chodnikach. Poruszaliśmy się z prędkością spacerową rzędu 70-80 km/h pozwalając sobie na całkowicie zrelaksowaną, spokojną jazdę.
Po dotarciu na miejsce, pozostawiliśmy nasze auta na przygotowanym przez organizatorów strzeżonym parkingu, udaliśmy się do komandora w celu zameldowania i zakwaterowania, odebranie numerów startowych, gadżetów rajdowych i identyfikatorów. Po chwili czekała na nas przygotowana przez organizatorów kolacja a potem integracja we własnym zakresie;)
Pierwszego dnia rajdu odprawa o godz. 8,30, kilka słów od organizatora i po godzinie start pierwszej załogi. Poranek przed internatem przywitał nas zimnym wiatrem, ale słońce na niebie nastrajało optymistycznie. Był czas na ostatnie przejrzenie auta, wymianę doświadczeń i podtrzymanie zawiązanych poprzedniego wieczoru znajomości
Otrzymaliśmy numer startowy 38, więc mieliśmy tego czasu dosyć sporo, pragnę zauważyć jednak, że procedura startowa przebiegała szybko i sprawnie, załogi w tym momencie otrzymały itinerery.
Trasa rajdu podzielona została na trzy etapy. Pierwszy najdłuższy, i dwa krótsze. Na trasie organizatorzy zadbali o to abyśmy się nie nudzili. Musieliśmy, zatem z otrzymanych dwóch kartek formatu A4 zadrukowanych zdjęciami w kolejności wpisywać zauważone obiekty, mieć oczy szeroko otwarte i w tą samą kartę wpisywać napotkane na trasie ponumerowane punkty, uważnie śledzić wskazania licznika kilometrów, szukać fantów itp. Na doskonale zorganizowanej i oznakowanej trasie organizatorzy przygotowali szereg atrakcji takich jak np. hokej na trawie, konkurs wiedzy o Mogilnie, konkurs strażacki, konkurs wiedzy motoryzacyjnej, jadę tyłem na czas, konkurs wiedzy o ruchu drogowym, jazdę sprawnościową klasykiem i wiele innych.
Do rajdu podeszliśmy na zupełnym luzie i jechaliśmy w tempie typowo emeryckim, traktując całą imprezę iście rekreacyjnie / no może poza bieganiem na konkursie strażackim, które o mały włos nie spowodowało mojego i Groszka zejścia z tego świata, hehe/ .
Czasu było w bród i nawet przez chwilę nie mieliśmy wrażenia, że gdzieś się spóźnimy, czegoś nie zdążymy czy nie obejrzymy. Nie było wariackiego tempa, pędzenia bez przerwy na złamanie karku przez 160 km jak na Rajdzie Dolnej Wisły, ciągłego biegania na głodniaka w poszukiwania maksymalnej ilości zagadek, zwiedzania wszystkich stacji kolejowych po drodze, no i promu na który musielibyśmy czekać nie wiadomo ile czasu . Proszę tego nie traktować jako złośliwość z mojej strony czy czegoś w tym stylu, ale proponuję organizatorom podobnych imprez przed organizacją jakiegokolwiek następnego rajdu wybranie się do Mogilna i przyjrzenie się jak taką imprezę organizują inni.
Organizatorzy Rajdu Po Ziemi Mogileńskiej podzielili go na trzy częsci. Był czas na odpoczynek, na trasie rajdu solidny obiad dla załogi w fajnej karczmie, grill, wystawa pojazdów przed 3. etapem, konkursy sprawnościowe, a mimo to ponad 100 km do przejechania. Całkowicie wykonalne jednego dnia. Po równych drogach, w malowniczej scenerii, każdy miał szansę na wykazanie się swoimi umiejętnościami.
Pierwsze załogi zaczęły zjeżdżać na metę ok. godz. 17-tej, mieliśmy potem czas wolny do godziny 20 - tej. Organizatorzy tegoż samego dnia zorganizowali dla wszystkich wieczór integracyjny w bazie rajdu, połączony z solidną kolacją, wręczeniem dyplomów i konkursem Karaoke w którym silna trójmiejska ekipa zebrała bodaj największy aplauz.
Ostatniego dnia rano organizatorzy zaproponowali nam mszę w klasztorze w Mogilnie a potem możliwość przejażdżki zabytkowym Jelczem "ogórkiem" na stadion i udział w konkursie elegancji, w którym wszyscy wzięliśmy udział.
Dziękuję organizatorom, dziękuję Maciejowi za namówienie mnie na ten wyjazd. Rajd w Mogilnie to impreza, na którą musicie pojechać. Tym bardziej, że koszty w stosunku do tego, co zaoferowali nam organizatorzy były doprawdy niewielkie. Wielkie brawa dla Macieja za to że swój samochód doprowadził do takiego stanu iż nie boi wybrać się nim w tak daleką podróż, brawa dla Groszka za to że Skoda mimo że jeszcze przed remontem nie odmówiła posłuszeństwa. Dziękuję Wam za ten mile spędzony rajdowy weekend, mam nadzieję, że nie ostatni i że za rok spotkamy się w Mogilnie w większym gronie.
Tu było wszystko przemyślane, zorganizowane w odpowiedzialny sposób, z jasnymi zasadami, tak jak powinno być. Należą się wielkie brawa dla ludzi z Mogilna za tak życzliwe przyjęcie, organizację, zainteresowanie każdą z załóg i sprawne zapanowanie nad nie małą przecież imprezą. Wielkie brawa dla komandora i sędziów. To bardzo sympatyczni i fajni ludzie, z całym sercem oddani sprawie. Organizatorzy maksymalnie postarali się uatrakcyjnić nam rajdowe zmagania. Na każdym etapie mieliśmy poczucie, że to my jesteśmy najważniejsi i że organizatorzy chcą, aby każda z załóg miała o rajdzie tylko dobre wspomnienia.
Cieszę się z wysokich miejsc, jakie zajęliśmy w rajdzie, wielki RESPECT dla Macieja i jego załogi za fantastyczne 5. miejsce. Cieszę się, że debiutujący w rajdzie Groszek i ja zajęliśmy niezłe miejsca.
Cieszę się że Fiacik dojechał i wrócił o własnych siłach. Cieszę się że spala w trasie tylko 7,5 l/100 km, wrcając utrzymywałem "normalne" drogowe tempo rzędu 90 - 120 km/h. Na całej trasie nie odnotowałem zużycia oleju przez silnik.
Tomasz Karchut
Sopot
Automobilklub Morski