Dopiero gdy stałam nocą na Placu Trocadero, wpatrzona w przepięknie oświetlony najsłynniejszy symbol Paryża, zrozumiałam znaczenie tego, co się stało. Ruchliwy nocny Paryż był gdzieś za moimi plecami, a mnie ogarniało niezwykłe wzruszenie.
Atmosferę niesamowitości czułam nie tylko dlatego, że znowu mogłam podziwiać z bliska wieżę Eiffla. Nie to nawet, że patrzyłam na nią otoczona gronem dobrych, często wieloletnich znajomych, z którymi udało się przejść niejedną awaryjną sytuację. W tym wszystkim najcudowniejsze było to, że pod tę wieże wszyscy jak tam staliśmy, przyjechaliśmy najbardziej niesamowitymi ze wszystkich aut - Syrenami i Warszawami!
Nasze zaparkowane na placu samochody, pospiesznie pstrykane zdjęcia na tle wieży, uśmiechy, uściski, okrzyki radości - wszystkie emocje wybuchły w nas ze zdwojoną siłą na myśl, że oto udało się nam razem osiągnąć cel tego niezwykłego rajdu.
Roziskrzonymi oczyma spoglądaliśmy na wieżę. Ten moment wart był każdego poświęcenia i zmęczenia długą drogą, niewyspania, licznych awarii na trasie, naszych osobistych wyrzeczeń, a nawet tych czterech nawrotek na pewnym rondzie w Saint Denis.
I nagle . wieża odpowiedziała nam tym samym. Na tle śpiącego nad Paryżem nieba rozbłysła tysiącem niebieskawych gwiazdek. Staliśmy oczarowani. Nie wiem ile było tych migających punkcików - całe mnóstwo, ale pewna jestem jednego - każdy z nas tej paryskiej nocy zobaczył na wieży gwiazdkę swojego spełnionego marzenia.
Nawet jeśli wieża Eiffla zawsze nocą iskrzy się tak samo, w nocy z 30 kwietnia na 1 maja 2007r. około godziny 1:00 migała tylko dla uczestników Europejskiego Rajdu Syren i Warszaw. Migała, migała, a potem "całkiem zgasła, dając nam miejsce na nowe marzenia".
Anna Pięta
Ekipa nr 9